czwartek, 20 października 2016

jaki zen?

- Przy Tobie szczególnie - napisała.
- To miałem na myśli - odpowiedział. 

Zen. Jaki zen? Pieprzone emocje buzowały niczym małe elektrony, które starała się zdyscyplinować jak na kolonijnym apelu. Czyli nieskutecznie. 

Ten ping-pong ją rozbijał. Niby panowała nad piłeczką, ale miała wrażenie, że jednak wali w siatę. Że nie pisze małymi literami, tylko bije wołami, które cały świat widział, czytał i interpretował na jej niekorzyść. Przede wszystkim on. Master of her disaster. 

- Musi być jakiś sposób. Nie ma mocnych. Nie ma wiernych. Potrafiła nagle skierować drogę do siebie. Jakby przystawiała wielki magnes, którego siła krzywiła ścieżki. Myśli. A nawet uczynki.

Im bardziej grzebała to w sobie, tym więcej pytajników rodziła jej głowa. Krzywych znaków. Kropek i kresek. Alfabet, którego nie zna, a on umiejętnie nadaje w nim komunikaty. STOP. 

piątek, 7 października 2016

plaster

Plaster. Tak, można to w ten sposób określić. W jedną stronę przylepiec. A po drugiej lekkie odpychanie. Fizyka. Jeszcze nie chemia.

Klikalność wrasta. Pytajność wzrasta. Telefon, zapomniany, zaczyna znów się gotować. Od głaskania. 

Chciałabym oczarować. Czarować. Uwodzić. Wodzić. 

A on na to. Że pada. Pada bateria. W jego głowie.