środa, 22 września 2010

patyczaki

Prawie biegła, a jej obcasy wykrzywiały się na niemiłosiernie chudych nogach. Zastanawiałam się, że one są jak patyczaki, które tak niedawno śniły mi się w dziwnym obrazie pajęczych odnóży platformy wychodzących z dna morza, chyboczącej w prześwicie mostu, który tak bardzo przypominał mi Øresundsbron. 

poniedziałek, 20 września 2010

kant

To jednak nie było przyjemne. Centrum śmierdziało moczem, jakąś bezradnością i szarością, której daleko od modnego spopielenia się. Kontrasty. Przecież przed momentem wyszłam ze szklanej wieży, w której zamknięci są książęta o kantach ostrzejszych niż języki.

czwartek, 16 września 2010

odliczanie

To chyba był jeden z tych szarych poranków, które przyszły za wcześnie. Czułam jeszcze powolność, która za moment zmieni się w nerwowość na niedalekiej długiej prostej. Oczy jeszcze lekko podpuchnięte, mimo że od pobudki minęły dwie godziny. Myśli, które zaczynały już krążyć po wahadle. Tu i tam. 

Wyłonił się z nietypowej uliczki, pełen przeszłości. Niósł na swoim grzbiecie lakiery, nieco jakby wyblakłe, aczkolwiek i tak jarzyły się klasyką. W ogonie uśmiechnął się Triumph Spitfire. Podkręciłam muzykę. I pod prawą dłonią zaczęłam odliczanie: jedynka, dwójka...