Podszedł do nas bez żadnej tremy. Przyciągnął go wieniec balonów z odbitą czarcią łapą. Chciał swojej fantazji dać nieco polotu i zobaczyć, jak mają się prawa fizyki do przyziemnej rzeczywistości, w której żył.
Był sobie chłopiec.
Miał rude włosy i szelmowskie, inteligentne spojrzenie zza okularów. Trzynastoletni wyraz twarzy zdradzał niesamowitą ciekawość świata. Nie bał się obcych, bo przecież właśnie takimi dla niego byliśmy.
Zaskoczyła mnie jego ufność. Czułam, że to ostatnie chwile, kiedy tak otwarcie będzie wchodził w dialog. - O zmarłych źle się nie mówi - opowiadał o ojcu. Gdybyśmy szerzej otworzyli ramiona, poszedłby za nami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
... i niech Odyseusz przewodnikiem mu będzie :-)
OdpowiedzUsuń