Siedział dokładnie po przekątnej stołu. Ta przekątność ją ratowała, bo gdyby była ona bliżej, to konwersacja rozpędziłaby się jak wirnik. Wciągnęłaby ją, a może raczej jego.
Czuła tymczasem, jak wypalał na niej swoje spojrzenie, a ona speszona nie umiała się mu odwdzięczyć. Gdyby weszła w tę grę spojrzeń, musiałaby przyjąć rolę damy i nie dać się zbić. A ona czasem przegrywa. Świadomie.
Kiedy wychodziła, zatrzymali się naprzeciwko siebie. Wymienili kilka zdań. Sięgając do guzika windy, prawie go musnęła. Poczuł to. A ona zamiast szachowej damy stała się kopciuszkiem, który uciekł przed północą, nie zostawiając bucika w postaci wizytówki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Historia panienki, na co dzień umorusanej sadzą i delikatnie rzecz ujmując z roztargnienia gubiącej na balu pantofelek, trąci mezaliansem i związkiem bez przyszłości, bo opartym wyłącznie na urodzie, której przymioty przemijają … i wtedy przychodzi się zgodzić na Jeleni park. Dama jako najwartościowsza figura jest najbardziej narażona na ataki pionów i lżejszych figur … więc nie ma co żałować. :-D
OdpowiedzUsuń