- Nie słyszę...
Zbierała wszelkie preteksty, aby mówić blisko.
Czytać z linii jego warg.
Nie z ruchu.
Z ciepła.
Siedzieli ramię w ramię. Udo w udo.
- Nie słyszę... - mówiła.
A on powtarzał coraz bliżej. Na centymetry.
Tyle dzieliło ich do świadomego ruchu warg.
Do ich spontanicznego muśnięcia.
Poza tym dzieliło ich wiele. A ona nadal mówiła:
- Nie słyszę...
Chciała, aby zbliżał się.
Przeciągał granicę jej prywatności, ile się da.
I ją przekroczył, tym razem bez słowa.
- Nie słyszę...
Autostrada pochłaniała.
Patrzyła w bok, jakby on cały czas tam był.
A tam widziała tylko szybę.
I w jej odbiciu nie znalazła.
Jego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To nie była autostrada, to był ślepy zaułek rozsądku. :-)
OdpowiedzUsuń