W głebokim cieniu, w szeptów toni
W tych knajpach, gdzie się z fusów wróży
Podawał jej zamkniętą w dłoni
Pod blatem stołu główkę róży
Wierzę w momenty oraz od słowa do słowa. Przyjemnie jest tak żeglować w skojarzeniach. Przyjemnie w tym wszystkim znaleźć również jakiś port, nawet tymczasowy. Zatem, gdy na szklanym stoliku pojawiło się zaproszenie, uśmiechnęłam się w podziękowaniu.
Nie różę, ale główkę samą
Płonący pąk, co parzy dłonie
Jakby ogrodów przyszłych anons
I niby żartem mawiał do niej:
Idziemy na premierę. - napisałam do niego w smsie. Chwila zastanowienia, co na siebie włożyć. O tak, czerń i kolorowe wtręty. Błyskały flesze, ale nie w nas. Celebrycki świat utrwalił się na kolejnych pikselach.
Musiałem róży urwać łeb
Niech go nie nosi zbyt wysoko
By nas omijał spojrzeń lep
Złe oko
Były to dobre miejsca. A nawet bardzo dobre, jeśli siedziało się na widowni ramię w ramię z Jandą. Chyba nawet przez moment zaschło mi w gardle. Bo ona jest dla mnie pomnikowa. Esencja kobiecości.
Albowiem tak im się złożyło
Że pośród codzienności zgrzytu
Zapadli na spóźnioną miłość
Z tych co nie mają prawa bytu
Bo wszystko zaczęło się od historii pewnej znajomości. Dylematów, rozrywanych wątpliwości. Zaskoczenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
... to są same cie(r)nie ...
OdpowiedzUsuń„Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;”