Są to właśnie te drobne rzeczy, które przypominają ukryte już za plecami zdarzenia. Były zatem misie i inne zwierzątka, które łapkami mocowało się gdzieś na swetrze. Potem, gdy rosłam, zawieszone były na sznurze nocnej lampki. Kurzyły się, aż w końcu zniknęły. Widocznie niecałkowicie.
W tym wszystkim jest trochę myślenia o czasie, o wędrówkach, które nie prowadziły na rozstaje, a tym bardziej w ślepe oko uliczki. Potrzebuję długiej prostej, rozpędzenia się, a nie redukowania prędkości na nieudolnie skalibrowanych zakrętach.
niedziela, 30 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz