Zatem hotel.
W spokojnej zadumie przeszkadzał mi deszcz oraz krzywe płyty chodnikowe. Wiedziałam, że nie wchodzą w grę żadne szpilki, bo po prostu nie dojdę, załamię się, a może wręcz złamię, zgubię i poobijam sobie palce. Miasto stołeczne nie jest dla kobiet, jest jak dżungla betonowa dla twardzieli o grubych podeszwach.
Boya hotelowego nie pamiętam. Nie umknął mi natomiast przy wyjściu, otworzył elegancko drzwi i pożegnał. Szalenie ważne jest ostatnie wrażenie, wszyscy kładą nacisk na to pierwsze, a wcale tak nie musi przecież być, chociaż wówczas chciałam je sobie zagwarantować. Przecież nieprzypadkowy był dobór koszuli i broszki jak kotylion.
Po pierwsze to spotkałam ją. W toalecie o marmurowych blatach powiedziałam jej "cześć"
Doszłam do K jak kobiety.
Stałyśmy wokół okrągłego stolika. Wyszło to jakoś naturalnie, może nieco wbrew biologii. W biznesie podziały są jednak utrwalone, mimo tuszowania tego przez obie strony. Kobiety tuszują oczy, a co czynią zatem mężczyźni? Orkiestra-tusz?
Rozdałam kilka wizytówek. To nie czas i miejsce, aby pisać, co wówczas czułam. Mój wewnętrzny robak był dość pracowity i wiercił mi dziurę w brzuchu. A myśli były jak konie, w galopie. Po prostu zwierzyniec.
Z tego wszystkiego wyniosłam przekonanie, że trzeba pielęgnować. Siebie, kontakty, dalsze otoczenie. Nie oczekiwać zbyt wiele, bo samo oczekiwanie to za mało. Zastanawiające było dla mnie to, czy moje sianie przyniesie owoce. Nawet zakazane, oby tylko nie zepsute.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz