poniedziałek, 3 maja 2010

zwierzyniec

Hotel jak hotel. Dziwne było może to, że w nim jeszcze nie byłam, mimo że setki razy miałam okazję przechodzić tuż obok. A raczej byłam, tylko z innej strony. A czy ta strona jakoś się liczy? Może i tak, bo z okien był ten sam widok na park, przez który za czasów studenckich maszerowałam na odleglejsze zajęcia. 

Zatem hotel.

W spokojnej zadumie przeszkadzał mi deszcz oraz krzywe płyty chodnikowe. Wiedziałam, że nie wchodzą w grę żadne szpilki, bo po prostu nie dojdę, załamię się, a może wręcz złamię, zgubię i poobijam sobie palce. Miasto stołeczne nie jest dla kobiet, jest jak dżungla betonowa dla twardzieli o grubych podeszwach. 
Boya hotelowego nie pamiętam. Nie umknął mi natomiast przy wyjściu, otworzył elegancko drzwi i pożegnał. Szalenie ważne jest ostatnie wrażenie, wszyscy kładą nacisk na to pierwsze, a wcale tak nie musi przecież być, chociaż wówczas chciałam je sobie zagwarantować. Przecież nieprzypadkowy był dobór koszuli i broszki jak kotylion. 
Po pierwsze to spotkałam ją. W toalecie o marmurowych blatach powiedziałam jej "cześć", chociaż znałyśmy się tylko z sąsiedzkiej windy. To był taki miły akcent, przełamanie mojego wewnętrznego lęku, że co ja tu do cholery robię. Co mam wspólnego z tymi nadętymi facetami, którzy pompują swoje ego z prędkością wymiany wizytówek. Ale cóż, powiedziałam a, to powinnam wyrecytować pozostałe literki alfabetu.

Doszłam do K jak kobiety.
Stałyśmy wokół okrągłego stolika. Wyszło to jakoś naturalnie, może nieco wbrew biologii. W biznesie podziały są jednak utrwalone, mimo tuszowania tego przez obie strony. Kobiety tuszują oczy, a co czynią zatem mężczyźni? Orkiestra-tusz?
Rozdałam kilka wizytówek. To nie czas i miejsce, aby pisać, co wówczas czułam. Mój wewnętrzny robak był dość pracowity i wiercił mi dziurę w brzuchu. A myśli były jak konie, w galopie. Po prostu zwierzyniec.
Z tego wszystkiego wyniosłam przekonanie, że trzeba pielęgnować. Siebie, kontakty, dalsze otoczenie. Nie oczekiwać zbyt wiele, bo samo oczekiwanie to za mało. Zastanawiające było dla mnie to, czy moje sianie przyniesie owoce. Nawet zakazane, oby tylko nie zepsute.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz