Ogromny szklany lampion rozprasza światło kulistej świecy, zagnieżdżonej w jego środku jak myśl. Wielokrotne powielenia i odbicia. Wybrałam go sobie i kaprys został spełniony.
Enlightenment.
Miałam wrażenie, że pociągam lekko za szypułki na dnie jego gałek ocznych. Nieprzyzwoicie długo patrzył mi w źrenice, pewny siebie, że Kaliguli nie można się przecież przeciwstawić. Chwilę wcześniej stałam bowiem pośrodku zakopiańskiej sceny jako jedna z uczestniczek konkursu poetyckiego. Wywołana przed jego oblicze, poczułam galaratowatość nóg, cóż z tego, że obutych w kultowe trampki.
Light my fire.
Kiedy snuję rozważania o mężczyznach, myślę o wszystkich powodach zdrad, które ludzkość próbuje skatalogować. Przyrodę cechuje niestałość, czasem cykliczność. Zdrada nie kończy się w łóżku, kończy się w głowie. Tam, gdzie się i zaczyna.
Lightning bolt.
Oklepane, że po burzy przychodzi słońce. W tym sezonie wiemy, że po burzy przychodzi kolejna. Łańcuch zdarzeń, na końcu których jest odbicie. Odbicie w kałuży. Kałuży czegokolwiek, bywa że i czerwonego wina rozbitego o posadzkę garażu.
Light me up.
Zza szyby auta oglądam sobie testosteron odziany w modne koszule, których guziczki rozpinane są nieczęsto samotnie. Uśmiecham się wówczas do siebie, łagodnie gładząc gałkę zmiany biegów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wierna małżonkowi zgoda, ale Niosącemuświatło to urocza manipulacja. ;-)
OdpowiedzUsuń