niedziela, 19 czerwca 2011

zaczęło się od kontrabasu

- Już nie mogę być mentorem - mówił otwarcie, a kawiarnia na parterze budynku Agory wzdychała płucami licznie zgromadzonych osób. - Różni mnie wrażliwość - dodał, w odpowiedzi na pytanie z sali. - Dawna wrażliwość słowa została przekształcona we wrażliwość obrazu. Kiedy ja czytam książkę i koncentruję się tylko na niej, to młodzi przeskakują z facebooka przez blogi na performance w klubokawiarni. Liczy się szybkość i wielość.

- Nauka kojarzyła mi się przede wszystkim z tym, czego nie lubiłem. Dykcją, na przykład. Wkładałam patyczki do ust i ćwiczyłem moje nieudolne es niemalże do bólu. A młodzi chcą uczyć się wyłącznie tego, co lubią. Nie inaczej. Zmieniła się optyka. Ja nie chwalę, nie potrafię dawać wzmocnienia, rolą nauczyciela było zawsze wykazywanie innym słabych stron. -Miałem zimny chów - dodał.

Jerzy Stuhr o Kontrabasiście i 32 Omdleniach.

Następnego dnia siedziałam przy Skwerze Hoovera i słuchałam ulicznego jazzu. - To już nie saksofon jest tą wiodącą słabością - mówiłam - tylko właśnie kontrabas, wydobywający niskie, wibrujące dźwięki na wysokości podbrzusza. Fascynują mnie przecież również palce. Z dłoni można budować wieże, jak i wymyślne figury erotyczne. Salta. 

Mortale, a może morale. Sięgnęłam w samotności po Felliniego i La Stradę. - Fellini to moja wrażliwość - mówił Stuhr. W prawej dłoni kieliszek z przednim włoskim winem. Wpatrywałam się w mimikę Gelsominy. - Co jest w kobietach, że nie potrafią odejść i mają w sobie tyle poświęcenia? A w końcu i tak on ucieka. Porzuca mniej lub bardziej cicho, czasem nawet we śnie. 


Mogłam zmrużyć oczy i słuchać rzewne Besame mucho
. Stałam się przez moment niedowidząca, kiedy Cesaria w Sali Kongresowej śpiewała o oczach. - To w spojrzeniu mieści się magia aktorstwa kinowego - podkreślał Stuhr. Brawa, mnogość braw wibrowało na koniec koncertu. Udaliśmy się na południowy przylądek, równie zielony o tej porze roku. 

Palce wtopiły się w czyjąś ciepłą dłoń. Pomyślałam o cichych odejściach, które jednak nie nastąpiły. Radio grało przeboje sprzed dwudziestu lat, a japoński samochód niezawodnie prowadził do celu. Celu, który przekornie oddala się, im jest się bliżej. 

1 komentarz:

  1. Albee Edward Franklin - Kto się boi Virginii Woolf?
    Georges Simenon – Kot
    … wiec lepiej jak porzuca, a na pocieszenie porzuconej
    Elia Kazan - Układ

    OdpowiedzUsuń