piątek, 30 grudnia 2011

iskrzenie

Miałam wrażenie, że jestem w środku opowieści o Alicji z Krainy Biznesu. Na początku zobaczyłam bowiem jej koci uśmiech, a dopiero później ją samą. Skrzyła, torując drogę w kierunku wind, podczas gdy bordowa kanapa w głównym hallu trąciła jeszcze jej energią. On wyszedł, a może wyfrunął przez szklane drzwi, zostawiając ich tajemnicę także za szkiełkiem mych okularów.

Widziałam ich jeszcze co najmniej raz. Sprawiali wrażenie, że zaczynają związek lub wydzierają sobie poranne chwile na skrzyżowaniu odmiennych matrymonialnie dróg. Chciałam, aby coś z tego się urodziło, nawet w starym roku. Lubię iskrzenie zimno-ciepłych ogni. 

piątek, 16 grudnia 2011

ruchoma scena

Richard Marx, Now and Forever 

Rozpoznałam prawie od pierwszego taktu. To prawie jest w sumie tylko kurtuazyjne, bo przecież ten utwór wszył się w moje wspomnienia do tego stopnia, że od razu zaczęłam śpiewać w świetle ulicznych latarni. Ruchoma scena mojej pamięci przesuwała się po pustawych już ulicach, kiedy udaławam się w sentymentalną wycieczkę w czasy pierwszych miłości i pierwszych zawodów. Nie skończyłam nawet na ostatnim zakręcie. Życiowym. 

środa, 14 grudnia 2011

myśl kwitnie

Kiełkuje we mnie jedna myśl, a raczej już kwitnie. Myśl zasiana jakiś czas temu, wypadła spod powieki, spod palca. Jej czerwony error omiata mnie co dzień jak uporczywe spojrzenie. - Tylko ten, kto nic nie robi, nie czyni błędów - pomyślałam, bynajmniej nie usprawiedliwiając swoich decyzji, onegdaj podjętych. 

Moje serce zalewa gorycz, a jej smak psuje potencjalną przyjemność z jazdy. W kontekście trzech liter doznaję bowiem Unfreude am Fahren, gdyż nie układają się w top-class beemwu. 

środa, 7 grudnia 2011

oddanie

Oddaję się jej rękom i w jej ręce. Przyjemność liczę długością nacisków, gdy masuje mój kark, moje czoło. Pachnę jej rudością i lekką poświatą jej dermy. Wracam. Zaczynam wracać regularnie.  

wtorek, 29 listopada 2011

wygięta w paragraf

(przedpremierowy "Kontrakt")

W sumie nie do końca dziwiłam się, że te dwie osoby opuściły tę sztukę. Opuściły ją zapewne z innych powodów niż ja, gdy kilkanaście dni temu pożegnałam teatr na uroczym Powiślu. Ja nie mogłam zdzierżyć zbyt prostego przekazu, jakby na przekór przesytowi złożoności współczesnego świata – oni z pewnością nie wytrzymali presji, jaką na widownię wywierały dwie kobiety.

Czytaj dokładnie to, co podpisujesz. Prosta zasada, którą należy stosować we wszystkich sferach życia, a w szczególności tam, gdzie mogą pojawić się emocje. Paragrafy już w swym graficznym zamyśle nie są proste, a ich krzywizna potrafi znacznie wygiąć także kręgosłup. 

czwartek, 17 listopada 2011

boczne lusterko

Kolumna samochodów poruszała się za nauką jazdy jak klucz mechanicznych żurawi, które nie potrafią zdobyć się na wyprzedzenie przewodnika. Obserwowałam to w bocznym lusterku, jak wiele innych scenek, których żywotność jest krótsza niż życie muszki. 

środa, 9 listopada 2011

gra w zagadki

Wychowana na przygodach Pana Samochodzika pociąga mnie mnie wszystko, co tajemnicze. Zabieram zatem ze sobą książkę o podziemiach III Rzeszy na Dolnym Śląsku i zaczynam grę w zagadki od zamku Książ. 

niedziela, 30 października 2011

kleks

Oburza mnie odwieczna praktyka "wmężania się" w bogate układy. Polowanie na pióropusz, a następnie oskubanie kuraka. Pseudolisice mają swój sezon, nie wiadomo już który.

Noszę coraz krótsze sukienko-tuniki, jesień jest w sumie kolorowa. Aczkolwiek im krócej, tym wyższa piramida książek o politycznych rozgrywkach. Władza ma również swoje pióra, którym nie wystarczy kleks. 

poniedziałek, 24 października 2011

girl talk

Rozmawiały o opadającej powiece i o błędzie lekarza. Prawdopodobnie nadmiarze czegoś tam. Wszystkie wyglądały perfekcyjnie, urwały się może mężom lub kochankom w pewien sobotni wieczór. Zamówiły sushi. Spoglądałam na nie spod moich pałeczek. 

Siedział na sofie i prawdopodobnie czuł się nieco nieswojo. Miejsce zdominowane przez kobiety marzące o poprawie natury. Wśród nich także ja. - Żona mu kazała. - powiedziała mi później moja lekarz sięgając po laser. 


Relaksuję się przy wspaniałych aranżacjach Moniki Borzym oraz książce o kulisach świata wybiegów. 

czwartek, 20 października 2011

jeszcze i jeszcze

Fashionistki przemykały galeriami z uniesioną kitą, spragnione jeszcze i jeszcze - sznurowanych butów, sztucznych, futerkowych kamizelek, niepospolitych pończoch. 

Tym razem wybrałam być zamiast mieć, mimo że nabyta literatura odnosi się również do mody. Chcę czegoś bardziej naturalnego. 

poniedziałek, 10 października 2011

myśl lokalnie, a działaj?

Na węzłowej stacji metra wszystkie kioski jednocześnie były zamknięte. Uznałam to za dowód niesieciowości, fragmentarycznego myślenia, zawężonego jedynie do lokalnych królestw. Z pewnością nie jest to odkrycie na miarę antyNobla. 

czwartek, 6 października 2011

klapa

Samochód przecina dość dynamicznie pasy dla pieszych, ku uciesze zielonej strzałki. Nie grozi on nikomu, ani tej zieleni, ani innym barwom rozmieszczonym na ubraniach okolicznych osób. Nagle dostaje uderzenie w klapę.

Klapa. Frustracja pieszego. Aż się boję pomyśleć, jak się ona przemieni w niedzielnych wyborach. 

niedziela, 2 października 2011

dotyk

Perfekcyjne ciało. Ciało zamknięte w skórę, która jednakże nie jest tak wrażliwa na dotyk jak jej podszewka. Umysł pewnych rzeczy bowiem nie zapomina, jak zapomnieć potrafi naskórek. To jest właśnie cud pamięci.

Skóra, w której żyję. Dotknął mnie ten film. 

niedziela, 25 września 2011

sezon na jabłka

Trzymałam w dłoni świeży kasztan, chcąc naładować się jego energią. Brąz bywa czasem szlachetny, choć nie stanie się nigdy kolorem biznesowym, za bardzo kojarzy się z ziemią. 

Myślę o tych wszystkich zaległościach, nie tylko zawodowych. Zaległościach korespondencyjnych, towarzyskich, literackich. Może do ogarnięcia większości pomoże mi tablet od Apple. W końcu mamy sezon na jabłka. 


Ograniczam kawę, a w weekend pełno mam używek - od "Morfiny" po "Espresso". Zbyt wiele spraw uzależnia, a mój charakter nie należy do najmocniejszych. Stalowa lady dopiero przede mną. 

sobota, 17 września 2011

zabawa w dom

Oglądałam miniaturowe domki dla lalek z pewnym wręcz zachwytem, że można z taką koronkową precyzją tworzyć pokoiki i ich wyposażenie. Na wiedeńskim flohmarkcie pozostały jednakże niezauważone.

środa, 14 września 2011

rzut sznyclem

Co by się stało, gdyby Cesarzowa Sissi podkasała sukienkę i weszła do fontanny? Czy jej zmoczenie było symboliczne? Z okien apartamentu nie widziałam jej ścieżek, aczkolwiek szukałam jej nastroju na uliczkach Wiednia, który rozpływał mnie swoim wrześniowym Celsjuszem. Po sąsiedzku mogłam rzucać sznyclem jak cienkim berecikiem, którego antenka skierowana była jednakże na północny-wschód. 

środa, 7 września 2011

jak sprzedać kulturę

Co nowego w kulturze? Doświadczyłam przedstawienia w podlubelskich Gardzienicach. Antyczna czasoprzestrzeń nie jest łatwa w odbiorze, o ile ktoś nie koncentruje się wyłącznie na nagich piersiach aktorek. Zobaczyłam w Polonii "Po co są matki?" - nie wiem, czy odważyłabym się pójść z własną rodzicielką, sztuka dotyka wrażliwych miejsc. W muzyce mniejszy ruch, ostatnio nabyłam dźwięki orientalne. Film oglądam podany na tacy, jak na przykład Martę Meszaros. A książki, książki, książki? Wieczne napoczynanie, wiele nowych, jak np. o życiu wydawcy Gebethnera. Skojarzenie z pierwszymi studiami było natychmiastowe. 

niedziela, 4 września 2011

o północy rano

Z inspiracji nowym filmem Woody Allena. 

O człowieku świadczy kilka rzeczy. M.in. - gdzie bywa o północy i kto mu wówczas towarzyszy. 

piątek, 2 września 2011

dziury

Stał - można wręcz powiedzieć - w gromadzie kobiet. Puszył swoje pióra przed czterema samiczkami, każda o innej maści. - Nie ma ryzyka, nie ma zabawy - usłyszałam z ust jednej. Pięciokątny wirnik. 

.:.

Dziewczyna na siłę szuka chłopaka, bo przecież jako studentka nie może być jeszcze dziewicą. Pomyślałam o całej tej presji środowiska, która robi dziury... w mózgu. 

środa, 24 sierpnia 2011

mikrokosmos

Czasem trzeba usiąść na krawędzi łóżka. Nawet nieswojego. Należy sprawdzić kruchość materacu. Jego ugięcie i uległość, kiedy naciskasz. 

Która nie chciałaby być divą. Nie pragnęła błyszczeć, nawet kiedy światła gasną. Kiedy widownia zawęża się do jednej osoby, bynajmniej nie do sylwetki odbitej w lustrze. 


Bywa, że spojrzenie ulatuje mi wysoko nad dachy domów. Widzę fronty, cumulusy, ale i tak burza potrafi mnie zaskoczyć, kiedy przychodzi z centrum. Mojego mikrokosmosu. 

czwartek, 18 sierpnia 2011

destynacja

Stary Mokotów i ulica nazwana od płatków szlachetnego kwiatu. W jednej z willi moja destynacja, lądowisko na płaszczyźnie stołu konferencyjnego. Pachniało światem prawniczym.

Kilka przecznic dalej świeżo ostrzyżony trawnik umilał mi drogę do pracy. Estetyka zieleni jest ujmująca. Czasem czuję się nadal zielona w pewnych sprawach, ale wyciągam nauki z lessons learnt


Osiemnaste piętro i przeszklenia na dwie strony świata. Cudowny warszawski horyzont, na tyle szeroki, że nie widać kurzu i szarości. Należy niekiedy spojrzeć na problem z wysoka, wówczas widać okoliczne bramy i ślepe uliczki.


Bywa, że za dużo i za mało miłości jest właśnie tym problemem. 

czwartek, 11 sierpnia 2011

check lista

Kliku rzeczy naprawdę nie lubię. Wśród nich jest pakowanie przed wyjazdami i nieważne, jakiej są one maści. Zatem odwlekam teraz i żelazko, i walizkę. 

W najnowszym numerze Elle koleżanki z ex-ex-pracy, odmłodzone w metryce o kilka dobrych lat. Przez milisekundę przebiegła mi myśl, że gdyby nie podwójne zmiany, to może zamiast jednej byłabym tam ja. Aczkolwiek to był tylko arcyszybki żal, bo nie oddałabym swojego doświadczenia płynącego ze zmian. 


Sięgnęłam po świeżo zakupiony Biznes po prostu. Kołacze mi w głowie, aby kiedyś przejść na swoje. 
Wrzucam ją do walizki. O czym jeszcze mam nie zapomnieć? 

środa, 10 sierpnia 2011

po prostu tak

Kieliszek wina przed snem. I to nie jako erzac środka nasennego czy ukojenia nerwów z powodu paniki na rynkach finansowych. Po prostu dla zwykłej przyjemności.

Oglądam wielkoformatowe reklamy w starych magazynach, aby niektóre z nich pozostawić w passe-partout na dłużej. Jak pewną kobietę z Szanghaju.


Usta na krawędzi kieliszka. Zamyśliłam się. 

niedziela, 7 sierpnia 2011

kobiety z puentą

Spojrzałam na okładkę książki, można powiedzieć, że przyciągnęło mnie jej zdjęcie. Wahałam się przez chwilę, ale w sumie zawsze pociągały mnie kobiety z puentą. 

czwartek, 4 sierpnia 2011

próbnik

Nie wiem już teraz, co było pierwsze. Jej wychudzone nogi, czerwona sukienka, czy podróbka torby Louis Vuitton, za którą w Szwajcarii musiałaby się gęsto tłumaczyć. Na pewno chciała zwrócić na siebie uwagę, może szła z pracy bądź kierowała się w jej stronę. Zastanowiło mnie tylko to, czy to może się mężczyznom podobać. Paleta męskich gustów jest chyba bardziej rozciągliwa niż próbnik kolorów tęczy. 

wtorek, 2 sierpnia 2011

zezuję

Obiad pachnie obłędnie, a ja z nogami na stoliku zezuję na Tour de Pologne. Czuję takie wysączenie, że ktoś mógłby mi poczytać bajkę o księżniczce. 

wtorek, 26 lipca 2011

w świetle

Ogromny szklany lampion rozprasza światło kulistej świecy, zagnieżdżonej w jego środku jak myśl. Wielokrotne powielenia i odbicia. Wybrałam go sobie i kaprys został spełniony. 


Enlightenment


Miałam wrażenie, że pociągam lekko za szypułki na dnie jego gałek ocznych. Nieprzyzwoicie długo patrzył mi w źrenice, pewny siebie, że Kaliguli nie można się przecież przeciwstawić. Chwilę wcześniej stałam bowiem pośrodku zakopiańskiej sceny jako jedna z uczestniczek konkursu poetyckiego. Wywołana przed jego oblicze, poczułam galaratowatość nóg, cóż z tego, że obutych w kultowe trampki.


Light my fire.


Kiedy snuję rozważania o mężczyznach, myślę o wszystkich powodach zdrad, które ludzkość próbuje skatalogować. Przyrodę cechuje niestałość, czasem cykliczność. Zdrada nie kończy się w łóżku, kończy się w głowie. Tam, gdzie się i zaczyna. 


Lightning bolt.


Oklepane, że po burzy przychodzi słońce. W tym sezonie wiemy, że po burzy przychodzi kolejna. Łańcuch zdarzeń, na końcu których jest odbicie. Odbicie w kałuży. Kałuży czegokolwiek, bywa że i czerwonego wina rozbitego o posadzkę garażu. 


Light me up


Zza szyby auta oglądam sobie testosteron odziany w modne koszule, których guziczki rozpinane są nieczęsto samotnie. Uśmiecham się wówczas do siebie, łagodnie gładząc gałkę zmiany biegów. 

piątek, 22 lipca 2011

trzydzieści cztery mgnienia lata

Marilyn Monroe nie zaśpiewa mi wprawdzie Happy Birthday, co nie oznacza, że nie jest glamour

czwartek, 21 lipca 2011

ktoś to lepiej opisał

W Budapeszcie co trzecia herbaciarnia nazywa się "Nostalgia", dostępne są nostalgia-cukierki, nostalgia pokrywa liszajem ściany domów i bruk ulic. To tęskne wzdychanie do dawnej wielkości, choć ostatnia prawdziwa wielkość miała miejsce ponad pięćset lat temu, za króla Macieja Korwina, jeśli nie liczyć węgierskiej piłki nożnej w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych oraz międzynarodowych sukcesów zespołów Omega i Lokomotiv w latach siedemdziesiątych. 
.:.
Węgierska dusza jest praprzyczyną wszelkich nieszczęść, a ogólna dusz-ność objawia się w jedzeniu. Węgry to duszny kraj. Mały i nizinny, otoczony górami sąsiednich państw, które to góry kiedyś były węgierskie i Węgrzy nigdy nie pogodzą się z ich utratą. 
.:.
Węgrzy cierpią na chroniczne poczucie wyjątkowości. Nie należąc ani do Słowiańszczyzny, ani do Bałkanów, ani do kultury germańskiej, nie mogą odwołać się do żadnej wspólnoty oprócz tej z Węgrami żyjącymi w sąsiednich krajach. Najbliżsi krewni, Finowie i Estończycy, są zbyt daleko. Należą do innej kultury - chłodnej Północy, polarnych zim, ekonomicznego dobrobytu. Ostatnie wspólne spotkanie miało miejsce grubo ponad kilka tysięcy lat temu, dziś nie udałoby się już znaleźć wspólnych tematów do rozmowy. Już nie ten sam język, nie ci sami bogowie, została tylko wspólna namiętność do samobójstw i nadużywania alkoholu.

niedziela, 10 lipca 2011

szlaban

Warszawa-Jeziorki. Patrzyłam na tę tablicę po skosie, czekając na otwarcie szlabanu kolejowego. Dwadzieścia pięć lat wcześniej przemierzałam ten kierunek z dziadkiem, udając się na grzyby. Szlaban się otworzył.

Chwilę przed tym oglądałam zza szyby domy i nie mogłam zrozumieć tego pędu do stawiania ścian w szczerym polu, na którym w okolicy nie spotkasz drzewa wyższego niż półtora metra. 

wtorek, 5 lipca 2011

men of the day

Żółte A3 zatrzymało się na przeciwległych światłach. Szyba po stronie kierowcy zjechała niemajestatyczne i grube usta wyrzuciły z siebie coś na bruk. A co tam, nie ma to jak miło rozpocząć dzień. 

Ten kontakt był jakby przez papierek w postaci maili czy telefonów. - Faceci trzymają władzę, ale to tylko kwestia czasu. - pomyślałam. Nie mam wprawdzie cierpliwości, ale przekuwam to raczej w atut. 


Otyły, mały, kręcony. Tacy przewijali się przez lokalny urząd pocztowy, a ja bawiłam się w liczenie Conversów. Łącznie z moimi było ich w pewnym momencie aż cztery pary. Zmiksowały się płcie i kolory. 


Starszy gość roznosił na bluzie układ liter: Simple does not mean easy. Esencja dnia. 

piątek, 1 lipca 2011

od tyłu

Rzucona na wieszak biała marynarka, całodzienna towarzyszka, doświadczyła symetrycznej 00:00, kiedy spojrzałam na zegarek. Chwilę wcześniej wykonywałam znane mi manewry parkowania tyłem, zostawiając wilgotne ślady opon na wylewce garażu. Ulice były bowiem mokre, przejechane szczotkami polewaczek. Facet w aucie obok patrzył się na moje felgi, jakby chciał w nich zobaczyć okruchy dnia. Nie mógł jednakże odczytać trasy wiodącej również przez pewne mieszkanie, w którym poczęstowano mnie kawałkami arbuza i rozmową o impulsywnie podejmowanych decyzjach. Zwroty o 180 stopni jak ten w Alejach Ujazdowskich, zgodnie z sugestią dwóch panów, których pożegnałam na opustoszałym z lekka parkingu. Panowie czasem śmiali się ze mną, a na pewno dość często patrzyli w oczy, jak i na widok zza parasoli Qchni Artystycznej. Samotny kieliszek wina stał na stole, a mój sąsiad w różowej lnianej koszuli gładził jego nóżkę. Rozmawialiśmy o podróżach. O Stambule i haremie. Moje niebiesko-brązowe cętki na chuście uniósł lekki wiatr. 

środa, 29 czerwca 2011

królowa zdetronizowana

He left at dawn.

- Królowa po kilku miesiącach zdetronizowana. - pomyślałam, wyciągając płytę Adele z samochodowego odtwarzacza. Kręciła się wśród pięciu innych płyt, umilając mi stałe i niestałe trasy. 


Świat nie znosi próżni, bo nie jest prawdą, że królowa jest tylko jedna. 

wtorek, 28 czerwca 2011

mroczna strona widma

Tym razem filmowa historia była drugorzędna. Przepraszam Cię Roman, ale wezmę dla siebie coś innego. Klimat. Nawet ten daleko-morski. 

Weź kamerę i uchwyć wiatr w locie. Pomaluj powieki stalowym cieniem. Zbliż się do szyby, aby ślad pary wodnej rozszedł się po szkle. Oprzyj stopę o ciepły kamień. Rozepnij mankiet koszuli. Poproś o kieliszek wytrawnego czerwonego wina. I zacznij nagrywać swoje widmo. Autora widmo.


Ten dom mnie zachwycił. Idealnie wpasował się w moją estetykę. Pogłaskał morskimi trawami po podniebieniu. Pobudził mroczną stronę. Zapalił. 

poniedziałek, 27 czerwca 2011

chodź tu do mnie kotku

- A czy ja tam zaparkuję? - wygłosiłam jako jedno z moich podstawowych pytań. Uspokojona dojechałam w okolice Metropolitan i zderzyłam się z modną rzeczywistością. Pod Hotelem Europejskim rozłożony został bowiem wybieg dla kotek, które prychały na okolicznych trotuarach, wynosząc się ponad myszki.

Chwilę później mijałam te futrzaki zapatrzone w witryny męskich oczu. - Biedactwa - pomyślałam. - Takie nie przeżyją 25-procentowej przeceny po ćwierćwieczu swego żywota. Zapadną się na widok pierwszych mimicznych zmarszczek. 


Powiedziałam mu wczoraj, że co najwyżej chciałabym cofnąć czas do trzydziestki. Nie dalej. A tak naprawdę to dopiero teraz czuję się dobrze w swoim futrze. 

niedziela, 26 czerwca 2011

żywa natura z wędzidłem

Napotykam często ich spojrzenie. Zamarłych gdzieś w aksamitnym korytarzu baru karaoke. Ona w jasnoróżowej peruce, lewa dłoń z papierosem oparta na kolanie. Chwila przed tym, jak jej głowa osunie się na jego ramię okryte czernią marynarki. Pod nią koszulka wywrócona na lewą stronę, jak całe jego dorosłe życie. Oboje zagubieni, tworzący jednak żywą naturę z wędzidłem, jaką jest niespełniona miłość. 

niedziela, 19 czerwca 2011

zaczęło się od kontrabasu

- Już nie mogę być mentorem - mówił otwarcie, a kawiarnia na parterze budynku Agory wzdychała płucami licznie zgromadzonych osób. - Różni mnie wrażliwość - dodał, w odpowiedzi na pytanie z sali. - Dawna wrażliwość słowa została przekształcona we wrażliwość obrazu. Kiedy ja czytam książkę i koncentruję się tylko na niej, to młodzi przeskakują z facebooka przez blogi na performance w klubokawiarni. Liczy się szybkość i wielość.

- Nauka kojarzyła mi się przede wszystkim z tym, czego nie lubiłem. Dykcją, na przykład. Wkładałam patyczki do ust i ćwiczyłem moje nieudolne es niemalże do bólu. A młodzi chcą uczyć się wyłącznie tego, co lubią. Nie inaczej. Zmieniła się optyka. Ja nie chwalę, nie potrafię dawać wzmocnienia, rolą nauczyciela było zawsze wykazywanie innym słabych stron. -Miałem zimny chów - dodał.

Jerzy Stuhr o Kontrabasiście i 32 Omdleniach.

Następnego dnia siedziałam przy Skwerze Hoovera i słuchałam ulicznego jazzu. - To już nie saksofon jest tą wiodącą słabością - mówiłam - tylko właśnie kontrabas, wydobywający niskie, wibrujące dźwięki na wysokości podbrzusza. Fascynują mnie przecież również palce. Z dłoni można budować wieże, jak i wymyślne figury erotyczne. Salta. 

Mortale, a może morale. Sięgnęłam w samotności po Felliniego i La Stradę. - Fellini to moja wrażliwość - mówił Stuhr. W prawej dłoni kieliszek z przednim włoskim winem. Wpatrywałam się w mimikę Gelsominy. - Co jest w kobietach, że nie potrafią odejść i mają w sobie tyle poświęcenia? A w końcu i tak on ucieka. Porzuca mniej lub bardziej cicho, czasem nawet we śnie. 


Mogłam zmrużyć oczy i słuchać rzewne Besame mucho
. Stałam się przez moment niedowidząca, kiedy Cesaria w Sali Kongresowej śpiewała o oczach. - To w spojrzeniu mieści się magia aktorstwa kinowego - podkreślał Stuhr. Brawa, mnogość braw wibrowało na koniec koncertu. Udaliśmy się na południowy przylądek, równie zielony o tej porze roku. 

Palce wtopiły się w czyjąś ciepłą dłoń. Pomyślałam o cichych odejściach, które jednak nie nastąpiły. Radio grało przeboje sprzed dwudziestu lat, a japoński samochód niezawodnie prowadził do celu. Celu, który przekornie oddala się, im jest się bliżej. 

środa, 15 czerwca 2011

ktoś mógłby powiedzieć

Walizka ziewała swoimi wnętrznościami, bo chciałam, aby jak najdłużej wydychała w przedpokoju morskie powietrze. Pachnie także parfumelle, ze sznurków z bielizną metr powyżej. 

Na tarasie wdzięczą się solarne lampiony jak powietrzne latarnie dla bezsennych dusz, które chcą pofalować nad deskami akacji. Bukszpany są chyba ukontentowane nowym towarzystwem. 


Głos Agi Zaryan z nowej płyty przebija się z czerni głośników obejmujących łóżko, na którym rozkłada się błękit okładki o pewnej weneckiej historii. Czwartym utworem jest bowiem Eye Mask.


Bawię się kosmykami włosów, zmiękczonymi zabiegami damskiego fryzjera. Kosmyki jakby za każdym coraz krótsze i coraz bardziej kobieco pachnące. 


Ktoś mógłby powiedzieć: la belle vie

wtorek, 14 czerwca 2011

jaki masz zawód?

- Mój zawód? A jakie to ma teraz znaczenie, mam ich kilka w portfolio, mniej lub bardziej profesjonalnych. Gdyby opisać je kolorami, zabrakłoby barw, aczkolwiek najwięcej jest tam czerwieni. Ostrzeżeń na przyszłość. 

- Każdy zawód uczy nowych sztuczek i pogrubia skórę niedotkniętą wcześniej szorstkością. Zawód zatem rozwija kompleksowo i wydłuża listę oczekujących na zmiękczenie w torturze. 


A może zawodowo stać się katem? Katem miłości?

czwartek, 9 czerwca 2011

kark

Stałam, wpatrzona w jej kark. Moja niewzruszoność pozwalała mi zbilansować ciepłotę ciała, gdyż  otaczało mnie powietrze rozgrzane do ponad 40 stopni. Zsunęłam wzrok po jej biodrach i spojrzałam na martensy. Dzieliło mnie od tego stylu piętnaście lat, mimo że na jej karku widniały wytatuowane cyfry mojego rocznika. 

czwartek, 2 czerwca 2011

coś na kształt

So be gentle when you handle me. 

Zaskoczyła mnie ta piosenka. Wpadła tak zupełnie niezapowiedziana i pootwierała wszystkie zamknięte już drzwiczki. Do tej pory spoczywała na muzycznym cmentarzu pod szyldem iPoda. 


Palce silniej ścisnęły kierownicę, a raczej objęły ją pełniej, jakbym chciała mocniej poczuć tę skórę. Myśli jak domino przetaczały się po głowie. Poczułam coś na kształt niepokoju.


Pamiętam zmysłami. I także nimi zapominam. 

środa, 1 czerwca 2011

podobno

Play it again, Sam.

Mógł to być ukłon w stronę nieśmiałych facetów, przemykających wzdłuż ściany, a może nawet do niej lekko przypartych. Szepczący Bogart wyśmiewał jednak wszelkie podchody, bo z kobietą trzeba konkretnie, bez tańców godowych. Lubimy przecież brutali, grożących nam kulką z czterdziestki piątki. Podobno. 

piątek, 27 maja 2011

demon lub anioł

W każdym ze środowisk spotykam inne kobiety. Czasem różnice są subtelne, niemalże nie do wyłapania. Niekiedy jednak widzę pewne cechy, które one łapią jak suche gąbki. Na przykład testosteron zachowań.

Pracuję znów w męskiej branży. Obserwuję nowe otoczenie. Otoczenie obserwuje mnie jako nową. Mężczyźni mnie wąchają. Czują demona albo anioła. Koneserzy określą to inaczej: stajnia Givenchy


Gdyby przełożyć to na muzykę, musiałabym grać ciężki rock. Czasem wręcz metal. Zatrudniono mnie, aby zrobić z tego wszystkiego alternatywę, bo do chill-outu z pewnością nie dotrwam. 

czwartek, 26 maja 2011

trans

Chwyciłam po nową książkę Gretkowskiej. Nie sugerowałam się niczym - chciałam po prostu prozy dość dosadnej, mniej lub bardziej autentycznej. Chciałam też pewnego lenistwa, wyłożenia się z lekturą na poduszkach. I mężczyzn, których pióropusze są nieco wyleniałe. 

niedziela, 22 maja 2011

bramy

Tramwaje zasypiały na tej pętli, mrucząc do dwojga ludzi, żeby może dali sobie spokój i nie hałasowali słowami wyrzucanymi z gardła jak pociski. Ona czuła, jak ta pętla właśnie się na niej zaciska, że nie widzi jej końca bądź początku, za który mogłaby chwycić i rozwiązać ten węzeł ludzkich żalów. 

Zamilkła. Brakowało jej powietrza w nieparną noc. Brakowało jej porozumienia, które stanowiłoby pomost nad smródką, która zatruła fekaliami atmosferę. Brakowało jej szarości, bo przecież wszystko nie może być wyłącznie czarne albo białe. O kolorze nie myślała, było już grubo po zachodzie słońca. 


Trzymała ręce w kieszeniach. Bawiła się łańcuszkiem od pilota, zamykając i otwierając bramy w swej głowie. - Uciec czy zostać? - kołatało jej w duszy. Nie mogła rzucić monetą, czekała zatem na jakiś cud, który zatrzyma to migotanie, od którego było jej już niedobrze. W drodze do głębi siebie pozostał jej jedynie podjazd, na którego szczycie zawsze się bała. Czy przypadkiem nie wpadnie na kogoś. 

środa, 18 maja 2011

nokaut

Kobiety krążyły po tym sklepie jak po ringu. W prowokujący sposób mierzyły się wzrokiem, jakby chciały od razu znokautować przeciwniczki. Atmosfera gęstniała. Wyszłam na zewnątrz.

Facet zdecydowanie chciał skupić na sobie uwagę. Stał na Foksal i testował swój magnetyzm, pozornie koncentrując się na rozmowie telefonicznej. Był nieziemsko przystojny, z tych facetów, których ja tylko raz omiatam wzrokiem i więcej nie raczę spojrzeć.  

sobota, 14 maja 2011

pobocze

Może to z boku wyglądało nieco banalnie, ale urzekła mnie scena, w której muskał policzkiem jej włosy. Była w tym jakaś siła, męskość w okrasie z romantyczności, a może pożądania.

W samochodowym radio leciał hip-hop o gruboskórnych kobietach. Dziwny utwór w poprzek konwencji mówienia o nas jako suczki. Refren szybko się jednak ulotnił.


Facet o mało na mnie nie wpadł z bocznego pasa. Nie żałowałam dźwięków klaksonu. Pół-dupków z rozstępami na mózgu
 jest zatrzęsienie. Mój feminizm ma się czym karmić. 

niedziela, 8 maja 2011

tak samo, a jednak inaczej

Myślę, że nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana. Tam, zza szyby samochodu, kiedy w domowym garażu ciągnęła na szpilkach worki ze śmieciami. I dzisiaj, przed godziną. Wówczas nie zastanawiałam się, czy na pewno były to śmieci, bo czy w tak elegancki sposób wyrzuca się odpadki? 

Na ruchomych schodach w Galerii Mokotów towarzyszył jej mężczyzna, którego zaszufladkowałabym w styl latino. Była tak samo ubrana jak dzień wcześniej. Nie przesadzałabym z moją pamięcią do twarzy, raczej zwróciłam uwagę na jej biały żakiet, a raczej na charakterystyczne bufki na przedramionach. Rozmawiała przez telefon o doborze światła, a jej facet zabawiał się kluczykami do samochodu. Para na lans, jak wiele w galeriach. 

wtorek, 3 maja 2011

niezależnie

Złote litery na papierowej torbie przypomniały mi Włocha, który znaczył tak wiele w życiu jednej z kobiet. Massimo. Oczywiście ta relacja nie wyszła, gdyż niezależnie od kraju pochodzenia wymagana jest raczej wzajemność. Z mojej perspektywy cieszy mnie kolejna koszula w błękicie, jakby na przekór pochmurnemu niebu. Ten kolor towarzyszył mi w Italii i zaczynam rozumieć, skąd taka słabość do błękitnych tęczówek. 

sobota, 30 kwietnia 2011

lifting

Trójwymiarowy spektakl światło i dźwięk dodał pałacowi uroku. Był jak dobrany makijaż, dzięki któremu fasada wydaje się po zmroku bardziej plastyczna. Wiele i tak zmieniło się od czasu, kiedy przemierzałam te rejony jako studentka Uniwersytetu, bowiem koniec końców wszyscy decydują się na lifting. 

wtorek, 26 kwietnia 2011

zbitka

Pomyślałam, że ta zbitka wcale nie powinna zadziwiać. Historia przecież zna już takie alianse. Zatem Lufthansa Italia z parą Polaków na pokładzie. 
.:.
48 km na północny zachód. I pierwszy kontakt z koleją, wielokrotnie powielany w kolejnych dniach. Sznur białych taksówek, wśród których nie sposób było znaleźć włoskiej marki. Pamiętam, jak przed laty słyszałam wywód o wyższości czarnego lakieru nad jasnym. Może to podejście tolerancyjne i poprawne, aczkolwiek ciemnoskórych spotykałam później w progach butików o nazwach budzących łaskotanie kart kredytowych. Konsumpcja świąteczna bez święconek, a raczej uświęcenie konsumpcjonizmu. Milano
.:.
Ile można oglądać siebie w witrynach? Przed La Scalą zapamiętałam mężczyzn o wygładzonym do bólu oczu wizerunku. W Galerii Wiktora Emmanuela prostował swoje skrzydła jakiś light jet, a tuż obok w cieniu katedry nacje azjatyckie próbowały zarobić na życie sprzedażą baniek mydlanych. Gdyby nie parki, to przygniótłby ten tłum wszystkie fasady. 
.:.
Z portu do portu. Morze, które nie pachniało morzem. Stara galera, jak i olbrzymie wycieczkowce. Wąskie uliczki i prostytutki na bruku nazwanym od ladacznicy Magdaleny. Najbardziej esencjonalne lody na schodach kościoła, jakby w oczekiwaniu na rozgrzeszenie z siedmiu grzechów głównych. I mężczyźni, którzy nie wracali. Genua.
.:.
Ze starych willi na zielonych zboczach gór musiał rozpościerać się niesamowity widok. Otwierasz drewniane okiennice, a tam jezioro zaprasza cię do łodzi, którą zaparkujesz w kamiennym garażu u sąsiada. I suszone owoce, tak zmysłowe w zapachu oraz dotyku, że można je celebrować, jak teraz. Como
.:.
Prada i Max Mara pozwolą mi widzieć jeszcze lepiej. Ferrari doda czerwieni otoczeniu, a Geox - osobistego oddechu. Warszawo, sono tornata

środa, 20 kwietnia 2011

last days

Ktoś wyrysował na moim zakurzonym monitorze serce przebite strzałą. Nie wiem, co z tego zestawienia jest ważniejsze: kurz, serce czy strzała. 

sobota, 16 kwietnia 2011

pozycja na Polaka

Seks bywa jednak nieprzereklamowany. Czasami brakowało mi tchu, bywało że ze śmiechu. Wróciłam do domu nieco głodna, chociaż miałam podane pod nos świeże ciacho. Zapaliłam światło, bo nie zawsze lubię kłaść się po ciemku. Pstryk. 

niedziela, 10 kwietnia 2011

mężczyźni z parkietów

Było tam coś o porównaniu kobiet do pieniędzy. Jeśli się o nie nie dba, mogą odejść nad ranem. Mężczyźni z parkietów znają się nie tylko na tańcu.

czwartek, 7 kwietnia 2011

kartki

Kartki przychodzą ze swoistą regularnością, wskazującą na oddalenie się od domu. Nie są puste, wiele tam słów, które między wersami wskazują na pewną zażyłość, ocierającą się wręcz o tęsknotę, na pewne okoliczności, że nawet, jeśli opuścisz to miejsce pracy... 

Rytuał jest rytuałem, w który ja wpisałam się dość słabo. To nie jest kwestia wzajemności, to raczej problem mojego roztrzepania, pewnej niekonsekwencji, gdyż dla mężczyzn mogłam zawsze zrobić wiele. Czasami wręcz za dużo. 

środa, 6 kwietnia 2011

odzwyczajenie

- Jak wiele tracę, jeżdżąc samochodem? - zadałam sobie to pytanie, nie żałując bynajmniej utraty bycia wśród ludzi. Odzwyczaiłam się, to pewne. Kiedy dziś zatem na Rondo ONZ piekły mi spojówki uznałam, że to z pewnością wina swoistego klosza, w którym żyję. Wystarczyło wyjść na świat, a oczy od razu zaszły mi łzami.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

w tym samym czasie

Przy sąsiednim stoliku siedział cudzoziemiec, który zamierzał pracować jako kelner. Właścicielka niestety rozwiała jego zamiary, powołując się na liczne wymogi formalne. Ja natomiast przystawiałam co rusz ucho do telefonu, aby usłyszeć o innych ograniczeniach, tym razem komercyjnych. W tym samym czasie, kilkaset metrów od tej stajni, wymieniane były podkucia innego konia mechanicznego. Świeciło słońce. 

czwartek, 31 marca 2011

trzy pary nóg

Proszę sobie wyobrazić, że eleganccy panowie przyjeżdżali pod teatr bmw, a następnie przebierali się w szpilki i kabaretki.

Trzy pary nóg wysunęły się z bmw zaparkowanego w okolicach teatru. Obcisłe dżinsy podkreślały smukłość bioder. Dwie kobiety i jeden mężczyzna tworzyły nieprawdopodobny trójkąt o dwóch kątach rozwartych i jednym ostrym. Transseksualność stawała się horrorem. 

wtorek, 29 marca 2011

na baczność

Na początku był szpagat. Potem ten rozkrok stawał się coraz mniejszy, aż za dwa dni stanę na baczność i zasalutuję w uldze. Zmiana pracy, tak bardzo wyczekiwana, w końcu staje się rzeczywistością. Zabiorę torebkę i wyjdę nude. W zupełnie nową bajkę. 

niedziela, 27 marca 2011

wskazówki

Muszę nauczyć się przestawiać elektroniczne zegarki. Nie nauczyłam się tego, jak i wielu innych rzeczy. Jak bezwarunkowej miłości. 

środa, 23 marca 2011

żegnaj

Jest jednak pewna anonimowość nie do rozgryzienia. - pomyślałam, gdy po raz drugi dostałam wiadomość z adresu dla wszystkich wyrzutków świata. W ten jednostronny sposób ktoś się otwiera i zarazem kończy słowami żegnaj Tygrysku

niedziela, 20 marca 2011

obrys

Nikt nie chce kochać, wszyscy chcą być kochani.
(Marta, "Pociąg" (1959)) 

Miała tak piękny obrys oczu, że niewyobrażalnie chłonęłam każde jej spojrzenie. On miał natomiast tę ciemność, która przeciwstawia się błękitowi. Po raz kolejny pomyślałam o przypadku, który powoduje, że dotychczas odrębne światy zaczynają się przecinać. Maleńczuk na wczorajszym koncercie również z tą niesamowitą charyzmą zaśpiewał o pragnieniach. Tych przeszłych i przyszłych. Przy czym te drugie wydają się ważniejsze, gdyż z nimi spędzę resztę życia. 

niedziela, 13 marca 2011

wyostrzenie

Słońce świeci wprost w okna. Promienie filtrowane są przez pył na szybach. Mycie okien zawsze kojarzone było u mnie ze zmianami. Koniecznością wyostrzenia horyzontów. 

środa, 9 marca 2011

ludzkie mięso

- Ludzie są tu materialistyczni, pełni egoizmu. - zwracał się do faceta siedzącego na przednim miejscu taksówki, w którego głowie były wówczas marzenia o pośladkach amsterdamskich pań. Ten sam facet chwilę później nawiązał coś do głębi duszy muzułmanów, aczkolwiek nie wypadło to wiarygodnie, bo on sam zaprzedał duszę cielesności. 

A w oddali migały czerwone witryny z ludzkim mięsem. 

sobota, 5 marca 2011

batida

Przesuwałam po nim wzrokiem, jakbym miała zamiar lukrować to ciasteczko. Jego wielkie, smutne oczy łapały moją ciekawość, kiedy wpijałam się w czekoladowy przysmak, który trzymałam w delikatnej filiżance. Miał delikatną urodę blondyna wyjętego wprost z lat sześćdziesiątych. Tak właśnie wyobrażałam sobie ówczesnych kelnerów o powłóczystym spojrzeniu, drobnej postawie i długich palcach u rąk. 

niedziela, 20 lutego 2011

ostatni zajazd

To miasto jednak mnie przygnębia. Nieestetyczne bloki, zdecydowanie gorsze od ursynowskiej wielkiej płyty, z kurnikami w postaci chaotycznych przeszkleń. Tuż za chwilę biurowiec z logo Barclays, niewspółmierny do ubogiego otoczenia. Jednak tu jestem, po raz kolejny. Może na długo - ostatni. Zajazd na Litwie.

Godzina in plus. Praca in minus

czwartek, 17 lutego 2011

po drugiej stronie lustra

Kolor lakieru na paznokciach uzupełniał w swej owocowej barwie skórkę pomarańczy. Otaczał ją z pewną drapieżnością, wbijając się długimi ruchami w jej wnętrze. Była soczysta, mimo pozornego pomarszczenia. 

Polizałam palce. Lakier stopił się z wargami. W tej samej chwili podniosłam spojrzenie i zobaczyłam Karolinę po drugiej stronie lustra. 

niedziela, 13 lutego 2011

wiatr

Skąd wieje wiatr? 
Idziesz przez życie i nagle w nozdrza wpada smuga powietrza. Zaczynasz skręcać głowę. Tułów. I nagle odwracasz się w bok. Zaczynasz widzieć. Wiatr.

Wiatr w mieście? 

Wystarczy schować się w bramie i drzewa niech szaleją. Upadają inni, a tobie wydaje się, że tkwisz w bezpiecznym porcie. Tylko, że droga ma wówczas jeden azymut. Wprost pod upadający konar. 

Wiatr jest męski?

Skąd to się wzięło, że niektóre rzeczy mają taki, a nie inny rodzajnik? Dlaczego rozstanie jest nijakie? Przecież jest jednym z silniejszych wiatrów i powinni to należycie odzwierciedlić w wikipedii. 

Ktoś napisał wiatr za oknem uspokoił się, nastała fajna cisza... Nie wiedział przecież, jak bardzo spójny był ten wiatr za oknem z tym szalejącym w mojej głowie. Teraz muszę tylko posprzątać zniszczenia i znaleźć ten spokój, który nie wiadomo czemu ma rodzaj męski. 

poniedziałek, 24 stycznia 2011

grzech

Wystarczy jeden przycisk, abym mogła odlecieć na inną orbitę*. Siedzę wówczas w swojej puszce i wyglądam za okno. Jak to wówczas jest? - Faithless. - mogłabym odpowiedzieć. Oswajam szybkością krokodyle i pająki. Bywam bardziej drapieżna. 

A teraz zastanawiam się, czy przypadkiem sąsiedzi nie mają dość. Czy to grzech?


Grzech Piotrowski - *hemoonity (feat. Kasia Moś) z płyty Emotronica
.

sobota, 22 stycznia 2011

uwiedzona

Kiedy mówił do niej, że doskonałość to nie jest właśnie wystudiowane do bólu zachowanie, poczułam trafność tego zdania. Doskonałość to nie jest perfekcyjność. 

Przejście od bieli do czerni. Binarność. Genialność. 

Wyszłam z kina oczarowana. Seduced

czwartek, 20 stycznia 2011

czarne ramki

Miałam dni, że czytałam nekrologi. Wczytywałam się w relacje, w (nie)szczerość pożegnań, wyciskiwacze łez. W ten sposób dowiedziałam się między innymi o śmierci małżonków dwóch kobiet, z którymi kiedyś przeciął mnie los. A pomyśleć, że są tacy, którzy czytają czarne ramki nałogowo. 

wtorek, 18 stycznia 2011

western

- Sometimes you have to be rude. - wysyczał z wysuniętym podbródkiem. Zabrzmiało to jak tekst z westernu, z majtającą na klacie gwiazdą szeryfa. - Sometimes you have to be a bitch. - pomyślałam... 

niedziela, 16 stycznia 2011

od słowa do słowa

W głebokim cieniu, w szeptów toni
W tych knajpach, gdzie się z fusów wróży
Podawał jej zamkniętą w dłoni
Pod blatem stołu główkę róży

Wierzę w momenty oraz od słowa do słowa. Przyjemnie jest tak żeglować w skojarzeniach. Przyjemnie w tym wszystkim znaleźć również jakiś port, nawet tymczasowy. Zatem, gdy na szklanym stoliku pojawiło się zaproszenie, uśmiechnęłam się w podziękowaniu.


Nie różę, ale główkę samą

Płonący pąk, co parzy dłonie
Jakby ogrodów przyszłych anons
I niby żartem mawiał do niej:

Idziemy na premierę. - napisałam do niego w smsie. Chwila zastanowienia, co na siebie włożyć. O tak, czerń i kolorowe wtręty. Błyskały flesze, ale nie w nas. Celebrycki świat utrwalił się na kolejnych pikselach.


Musiałem róży urwać łeb

Niech go nie nosi zbyt wysoko
By nas omijał spojrzeń lep
Złe oko

Były to dobre miejsca. A nawet bardzo dobre, jeśli siedziało się na widowni ramię w ramię z Jandą. Chyba nawet przez moment zaschło mi w gardle. Bo ona jest dla mnie pomnikowa. Esencja kobiecości.


Albowiem tak im się złożyło

Że pośród codzienności zgrzytu
Zapadli na spóźnioną miłość
Z tych co nie mają prawa bytu

Bo wszystko zaczęło się od historii pewnej znajomości. Dylematów, rozrywanych wątpliwości. Zaskoczenia.

czwartek, 13 stycznia 2011

za plecami

- Czy ty wiesz, czym jest miłość?! - krzyczała w miejscu publicznym, gdzieś za moimi plecami. Bezdomność wywołuje również stan pustych uczuć. Jak orzeszek, z którego wygrzebano ziarenko. 

wtorek, 11 stycznia 2011

co widzisz?

Kiedy w sklepowych koszykach kobiet pojawia się alkohol, zastanawiam się zawsze, czy kupują to dla siebie, czy dla zadowolenia mężów, narzeczonych czy kochanków. I czy lustro, w którym się przeglądają - z nimi, z kieliszkiem lub bez - zostało dostatecznie wykrzywione.

niedziela, 9 stycznia 2011

przekątność

Zobaczyłam ich od razu. Zajmowali nasz ulubiony stolik z widokiem na trotuar. Kiedy kładłam torebkę, usłyszałam słowa o przekątności. Że nie lubi rozmawiać siedząc pod kątem. Informując ją o tym wiedziałam już, że spotykają się niemalże po raz pierwszy. 

Uczestniczyliśmy w ich randce zupełnie bezwiednie. Słowa wpadały do naszych talerzy pełnych pysznej, kremowej zupy. Padały jako zupełnie podstawowe pytania o życie. Co robisz? Gdzie mieszkasz? Poznali się na imprezie sylwestrowej, nie zamieniając ze sobą najwyraźniej za dużo zdań. 


- Nic z tego nie będzie. - powiedziałam mu, kiedy wyszli. Długo zastanawiałam się, skąd ta pewność. Czy z mowy ciała? Czy raczej z tego, że się spieszyli? Czy może dlatego, że się nie śmiali. 


Tak, nie było w tym żadnych szampańskich bąbelków. 

poniedziałek, 3 stycznia 2011

new

Nie ma żadnych postanowień. Postanowieniem jest wzięcie życia na większym luzie, bez spisywania litanii życzeń.